recent posts

SUAZI

Podróże po Azji i Afryce uodparniają i uczą czekania, uczą na chwile, aż do powrotu do domu, że w czasie podróży można pobawić się w kamień, papier, nożyce lub pograć w Piotrusia, poukładać mozaiki z patyków i kamieni czy stworzyć napisy w sobie tylko znanych językach. To wszystko się przydaje, kiedy i tak nikt wkoło nas nie wie, jak długo będzie trwać podróż, kiedy się zacznie i kiedy się skończy. Czekamy. Mija 15 minut. Czekamy nadal. Aż w końcu pomocnik kierowcy zbiera pieniądze. Silnik wydaje donośny dźwięk, a busik zaczyna się chybotać na wszystkie strony. Siedzimy z przodu przy kierowcy, który jak tylko będziemy na skrzyżowaniu dróg da nam znać. Wzdłuż główniej drogi nic nie widać. Manzini oddala się coraz bardziej i bardziej. W końcu kierowca staje – To, to skrzyżowanie. Do widzenia.                                Chwile później stoję z Bernim i plecakiem przy sklepie na skrzyżowaniu dróg. I myślę, choć wolałabym głośno krzyknąć: K***a mać! Utknęliśmy. Nie wiem, w którą stronę jest park narodowy, gdzie jest facet, który z tego cholernego parku miał po nas przyjechać. Jest ciemno – jak to mówi moja mama – jak w dupie u… i tu kropka, bo nie wypada w Afryce tak mówić. A ja stoję pośrodku placyku z jednym zamkniętym sklepem i w pobliżu grupki młodych ludzi, bez działającego telefonu. Stoję, ściskam za rękę Berniego i … się boję. Drugi raz się boję w ciągu całej naszej podróży. 

W końcu dociera do mnie z dala sygnał silnika. Terenowy biały samochód wjeżdża na plac, a mi spada kamień z serca, w zasadzie cała ich sterta. Pytam ostrożnie jak ma na imię i wsiadam z Bernim do auta. Przyjacielski uśmiech i troska na twarzy przybysza sprawiają, że jakoś ufam mu, że dojedziemy do parku bezpieczni i cali. 

Budzę się pierwsza. Zanim jeszcze Berni otworzy swoje ogromne brązowe oczy. Przez jedno z okiem, w którym na wietrze kołyszą się białe firanki widać namiastkę parku, góry, ścieżka w oddali jezioro. Właśnie tu chciałam się znaleźć. Tu i nigdzie indziej. Za górami, za lasami w pięknym, małym górzysty kraju, pełnym plantacji ananasów, hipopotamów i krokodyli. To tak opisywał ten park Norweg spotkany w Inhambane. I miał rację. Ja tylko żałuję, że nie mogę oddać tego piękna poprzez zdjęcia. Jedyna recepta, to taka, że musicie przyjechać tu sami.  
SUAZI SUAZI Reviewed by Wyślij zapytanie on 05:35 Rating: 5

Brak komentarzy:

top navigation

Obsługiwane przez usługę Blogger.