W środku nocy trafiamy do Mersing. Autobus
podjeżdża na dworzec, a ze środka wydostają się wszyscy zaspani turyści,
podróżnicy, miejscowi, którzy zmierzają w tę samą stronę. Mersing to jedyne
miasteczko, punkt na mapie Malezji, z którego można przedostać się na wyspę Timon.
My zmierzamy właśnie tam, aby przez parę dni pobyć z dala od zgiełku miast,
samochodów, zabytków i drapaczy chmur. Chwilę czekamy i po chwili do małego
stolika ustawionego pod zadaszoną wiatą przychodzi starsza pani, która sprawnie
zaczyna sprzedawać wszystkim zainteresowanym bilety na statek. Podaje
karteczki, zgarnia pieniądze i każdemu petentowi mówi w którą stronę ma się
udać, aby znaleźć mały port. Berni śpi, a ja mając już od dawna obmyślony
sposób opatulam sobie wokół bioder jego nogi, podtrzymuje plecy jedną ręką, a w
drugiej ciągną naszą plecako-walizkę za sobą. Chłodne powietrze znad morza
budzi mnie coraz bardziej. Polar zmięty i schowany głęboko, pewnie na jej dnie,
właśnie teraz przydałby i się najbardziej. Trasa ma tylko kilkaset metrów, ale
i tak się męczę. W końcu znajduję port i siadam okrywając siebie i Berniego
szczelnie polarami i śpiworem. Jeszcze nie świata, ale mułła w pobliskim
meczecie już wzywa na modlitwę. A kogut
pije gdzieś daleko. Dwa budziki wtapiają się w poranną rzeczywistość,
przeciągłe pianie jednego i drugiego rozpoczynają kolejny dzień
WYSPA TIMON
Reviewed by Wyślij zapytanie
on
04:05
Rating:

Brak komentarzy: